czwartek, 30 listopada 2017

Grudniownik 2016

Mamy dzisiaj ostatni dzień listopada a od rana sypie śnieg i raczej nie zamierza przestać. Przypomina mi to zeszły rok, kiedy pierwszego grudnia po obudzeniu się przywitał nas biały krajobraz za oknem. Złapałam aparat i zrobiłam zdjęcie, żeby móc je wrzucić do albumu. Niezwykłego albumu. Albumu Grudniownikowego.

Od kilku lat regularnie śledzę przedgrudniowe poczynania różnych blogerek w scrap-świecie. Te wszystkie adwentowo/grudniowe albumy zachwycały mnie, zawsze chciałam mieć też swój własny. Ale... codzienne wypełnianie stron w grudniu? W tym miesiącu kiedy maluję kalendarze na sprzedaż, przygotowuję prezenty dla bliskich i jeszcze do tego studia cisną z projektami? NO WAY.

W zeszłym roku jednak się zmotywowałam. Czynnikiem decydującym było to, że nie miałam wtedy studiów. Semestr praktyk pozwolił mi po godzinach pracy mieć wolne. Naprawdę wolne. A dodatkowo pracowałam od poniedziałku do środy dzięki czemu miałam 4 dni weekendu. Niesamowicie dużo wolnego czasu (na malowanie, klejenie, przygotowywanie prezentów i robienie harcerstwa). Zainspirowana postami Kasi
z Worqshop (wpis o Grudniownikach) i jej webinarem o tej samej tematyce postanowiłam przygotować bazę wcześniej, dzięki czemu na ten najbardziej świąteczny i zapracowany czas zostało mi tylko robienie zdjęć
i ich wywoływanie, zapisywanie notatek i sklejanie wszystkiego do kupy.





W zeszłym roku mieszkałam w domu dzięki czemu ten album jest tak bardzo rodzinny (chociaż na wybranych stronach tego nie widać ale to ze względu na chęć zachowania prywatności, kto chce może zmacać album na żywo ;) ). Teraz mieszkam w akademiku więc tegoroczna wersja będzie na pewno trochę inna chociaż może zmotywowana chęcią celebrowania tego miesiąca będę częściej odwiedzać swoją rodzinę C:



W albumie opisywałam drobnostki z życia codziennego, dlatego znalazło się też miejsce na opisanie
mojej operacji. Nie jest to może najprzyjemniejsza rzecz - z jednej strony ... ale z drugiej strony gdy o tym czytam przypominam sobie o tym ile ciepła i wsparcia dostałam od bliskich w tamtym czasie.












Całkiem sporo miejsca poświęciłam na zdjęcia z Wigilii, ale też zrobiłam wtedy niesamowicie dużo zdjęć i nie chciałam z żadnego zrezygnować. Swoją drogą to jest taki dzień kiedy każda godzina ma znaczenie i ciągle robi się coś ważnego.




W Sylwestra udało nam się w końcu wybrać na STAR WARS Rogue One. Ulotkę z filmu wpięłam do albumu.
Na dodatek na Święta dostałam od rodziców statyw Joby GorillaPod (mały statyw z elastycznymi nóżkami dzięki czemu jest bardzo uniwersalny). Od tej pory nie mam problemu z pojawianiem się na zdjęciach grupowych :)



Dzisiejszy post był wypchany zdjęciami po brzegi, mam nadzieję, że nie zanudził za bardzo :) W tym roku biorę się za kolejny album grudniowy i już mam co nieco przygotowane. Moje poczynania postaram się umieszczać w miarę na bieżąco. Pozostawiam was z niezastąpionym soundtrackiem ze Strażników Galaktyki
i do następnego razu! :)



PS. Album zrobiłam sama z segregatora A4 - przycięłam go do odpowiedniego formatu i okleiłam papierem. Koszulki są z Family Portraits, Simple Stories i ze zwykłych A4 przyciętych i odpowiednio zlutowanych. Karty, papiery i dodatki są również z Family Portraits oraz z PaperConcept (kolekcja Crate Paper Snow&Cocoa).

środa, 15 listopada 2017

Komiks: Czemu pędzisz? Krótka historia życia Alpaczego.

W życiu zapracowanego studenta, gdzieś pomiędzy pracą na 2/5 etatu i trzema ogromnymi projektami na uczelni, czasem pojawia się wyjazd harcerski. Chwila odpoczynku w gronie znajomych... przy gitarach w schronisku... gdzieś między górami. Nim jednak nadejdzie taki błogi weekend trzeba się nieźle spiąć i przygotować ekipą zadanie przedzlotowe. Grupa zbiera się razem w kawiarni i musi stworzyć odpowiedź na zadanie. Mieliśmy przygotować komiks/fotostory, który jest odpowiedzią na pytanie "Czemu Pędzisz?" Jednak jeżeli trzeba wykonać komiks to team work piękne założenie ale ktoś te rysunki zrobić musi.

Tak oto musiałam oderwać się na trzy popołudnia od rzutów, przekrojów i analiz aby dać się porwać w szalony wir przygód kilku zapracowanych alpak. Postanowiliśmy połączyć zdjęcia z rysunkami aby urozmaicić naszą prezentację. Nim zdradzę za dużo zobaczcie efekt końcowy naszej pracy a następnie poopowiadam trochę o kulisach.



Wszystko zaczęło się od burzy mózgów. To znaczy najpierw kawy, ale od razu potem była burza mózgów. Najważniejsze to pamiętać, że nie ma złych pomysłów. Nasz komiks nie powstałby gdybyśmy nie rozłożyli tematu na czynniki pierwsze i nie spróbowali potraktować tego tematu bardziej "politechnicznie".



Następnie powinien pojawić się ogólny zarys wizji ("ej mam pluszaka alpakę, niech będzie wykładowcą!" "Alpaki, totalnie alpaki!") oraz scenariusz i/lub scenorys (storyboard). U nas kawa dała nam tylko kopa na narysowanie wstępnych kadrów. Przy wspólnym tworzeniu taka opcja jest najprostsza. Nie trzeba ładnych rysunków tylko szkice, w których zawiera się pomysł. I tak naprawdę te śmieszne rysunki poniżej a efekt ostateczny nie różnią się w zamyśle prawie niczym.








Zadowoleni wróciliśmy do domów i teraz pozostała już tylko pora na rzemiosło. Przygotowaliśmy rekwizyty i wykonaliśmy fotografie pluszaka w różnych pozach (jak widać poniżej parapet akademika idealnie nadaje się na alpakowe sesje). Kolega wyciął tło z każdego zdjęcia dzięki czemu można było wkomponować postacie w odpowiednie otoczenie.



Moim ulubionym kadrem z całego komiksu jest morze zdziwionych alpak. Człowiek siedzi przed komputerem późnym wieczorem, wkleja jedną alpakę za drugą i zastanawia się... co ja w ogóle robię ze swoim życiem?! 



Same rysunki to już łatwizna. Szkic, lineart cienkopisami i kolor kredką, żeby trochę ożywić kadry. Dużą zabawę sprawiało mi wplatanie w każdy rysunek zabawnych elementów albo innych easter eggów (przyjrzyjcie się uważnie kołdrze - to chyba moja ulubiona).


Zostawiam was z alpaką pełną miłości do bliźniego i spokojem wewnętrznym. Lecę dalej do smutnych obowiązków dnia codziennego studenta studiów magisterskich (yay, w międzyczasie jak mnie nie było na blogu to udało mi się otrzymać tytuł inżyniera architekta!). Na sam koniec łapcie jeszcze piosenkę, która dzięki radiowej Trójce nie potrafi opuścić mojej głowy.


PS. Zainteresowanych poradami jak dobrze w komiks mój ziomek zebrał kilka przydatnych linków w jednym miejscu, dobre rzeczy polecam!

wtorek, 7 lutego 2017

Album pełen miłości czyli prezent walentynkowy!


Ahoj! Ledwo był Nowy Rok a tu Walentynki zbliżają się nieubłaganie. Z tej okazji przychodzę do was z pomysłem na trochę ambitniejszy prezent ale za to pełen miłości! Album, bo o nim będzie mowa, przygotowałam dla ukochanego z okazji tego, że jesteśmy już razem ponad 2 lata.





MATERIAŁY

- Zdęcia
- Kolorowe papiery
- kalka techniczna
- Nożyk, linijka, nożyczki
- ołówek, czarny cienkopis, biały mazak do płyt
- sznurek lub mulina
- igła do muliny
- naklejki
- alfabety
- dodatki papierowe
- bindownica (opcjonalnie)

Większość materiałów zakupiłam w Katowickim PaperConcept oraz na stronie Family Portraits i Scrapki.


PRZYGOTOWANIE BAZY

Ponad rok temu pokazywałam jak przygotować album z wakacji. Znajduje się tam instrukcja jak szyć strony. Tym razem trafiłam na ciekawy tutorial, z którego skorzystałam tworząc swój prezent. Zachęcam do obejrzenia :)


Okładkę przygotowałam z opakowania po ryżu. Wymiary większości stron mojego albumu to 15 x 10 cm czyli format standardowego zdjęcia.

WNĘTRZE 

Niektóre strony poprzeplatałam z kalką techniczną, dzięki czemu mogłam na niej umieścić dopiski do zdjęć, dorysować coś lub nakleić dodatki.

Zapraszam do obejrzenia środka albumu i przyjrzeniu się detalom. :)



















Jak się podobało? Mam nadzieję, że kogoś zainspirowałam. Mój luby powiedział, że takie albumy są najsłodszymi prezentami jakie dostaje - czyli sukces!

Pozostawiam was z Organizmami Pięknymi i ściskam mocno!

piątek, 3 lutego 2017

Kalendarze - podsumowanie 2016 i 2017

Hej hej! Witajcie w pierwszym tygodniu lutego C: (łapię się za głowę patrząc kiedy był ostatni post ... październik, naprawdę?!) Korzystając z sezonu około noworocznego chciałam podsumować ostatnie dwa lata mojego kalendarzowania.

Techniki malowania nie zmieniłam od 2013 roku więc chętnych odsyłam do posta Sowi kalendarz krok po kroku. Jedyne zmiany jakie zaszły to w farbach - po semestrze malarstwa zostały mi duże tubki zwykłych akryli dlatego zamiast zużywać tych specjalnych do tkanin przerzuciłam się na zwykłe i wydaje mi się, że są łatwiejsze w obsłudze. :) Dodatkowo w okładkach tegorocznych nie użyłam ani odrobiny czerni. Wszystkie ciemne plamy uzyskałam mieszając czerwień z granatem.


Sowa była dla mnie w tym roku eksperymentem. Nie starałam się uzyskać idealnych brązów i rudości zamiast tego postawiłam na grę mniej wymieszanych, kontrastujących kolorów.





Niedźwiedzie! W końcu w tym roku zdecydowałam się umieścić na swoich okładkach misiaki. Planowałam zrobić to już w zeszłym roku ale niestety w grudniu studia stają się wyjątkowo wymagające (przeglądy, ostatnie poprawki przed oddaniem projektów ... gdzie ta przedświąteczna magia?!).

Ze wszystkich wykonanych okładek w tym roku panda i niedźwiadek polarny są moimi ulubieńcami.

(okładka po lewej jest ostateczną wersją)

Koty. Maluję je od 2014 i całe szczęście z roku na rok wychodzą mi coraz lepiej. Ten prawy poniżej to kalendarz na 2016 wykonany jako prezent Świąteczny dla mojej cioci - miłośniczki kotów. Zaraz za niedźwiadkami moim ulubionym malunkiem jest ten z jasno-błękitnymi oczami.







Na koniec jeszcze kilka zeszłorocznych kalendarzy. Bardzo lubię elementy, które nachodzą na tylną okładkę ale jednocześnie wykonanie jest bardzo trudne (malowanie farbą a potem lakierem w załamaniach ... brrr).







Tak, to jest chomik europejski. Namalowany dla mojej chrzestnej, której zdarza się na ogródku działkowym gościć takich oto futrzastych jegomościów.

Dziękuję za uwagę! Dajcie znać, który kalendarz wam spodobał się najbardziej :) Zostawiam was z Julią Marcel i trzymajcie się ciepło C: