poniedziałek, 11 maja 2015

DIY: Okładka fantasy z sercem - relief


Ahoj! W końcu mam chwilę czasu żeby usiąść do bloga... ciągle coś się dzieje! Skrawki "dziania się" można znaleźć na moim instagramie. Co chwila daję się zaciągnąć w mniejsze i większe projekty, z których efektów jestem całkiem zadowolona C: Dzisiaj przedstawię jeden z nich - prezent na urodziny przyjaciółki. Współpracowałam jak zwykle z Michim.
Postanowiliśmy przygotować komiks fantasy nawiązujący wyglądem do starych ksiąg. Byłam odpowiedzialna za pierwszą stronę (będzie w następnym poście!), złożenie całości oraz przygotowanie  okładki o której w poście dzisiejszym. Założenie? Serce spętane kolcami (inspiracja krzewami ze Śpiącej Królewny - link)

Jak zwykle wszystko zaczęłam od przekopania internetu (albo raczej tej części, którą zajmuje Pinterest - tutaj specjalnie utworzona tablica na ten i może jakieś przyszłe projekty). Kiedy już miałam jako - tako wizję w głowie ułożoną przyszedł czas na projektowanie. Mistrzem anatomii nie jestem więc wygląd serduszka wzięłam stąd.


Kiedy miałam już przygotowany projekt przerysowałam wszystko na kalkę a następnie odbiłam na tekturę brązową (została mi po zamówieniu komiksów) oraz białą (cienka, super się tnie, polecam wszystkim ... tylko ją już trzeba kupić w sklepie plastycznym - sprzedają w arkuszach 50 x 70 lub 100 x 70) tak jak to widać na poniższym zdjęciu.


Chciałam żeby to serce razem z kolcami było jak najbardziej trójwymiarowe dlatego poza zróżnicowaniem uzyskanym dzięki tekturze postawiłam na najlepszy na świecie klej Magic. Na górze widać pierwszą warstwę już właściwie zaschniętą. Drobne elementy uzyskałam dzięki cienkiej końcówce (polecam kupować klej tylko z nią bo dzięki temu można pracować bardziej precyzyjnie... nawet jeżeli tylko coś przyklejamy). Szczerze mówiąc nie przypominam sobie żebym widziała wcześniej taką metodę u kogoś innego, dlatego wszystko było wielkim eksperymentem... trochę się musiałam nagłowić i zaryzykować ale udało się! C:

Drugą warstwę kleju nakładałam już momentami bez końcówki dzięki czemu udało mi się uzyskać równą grubą linię. Dodałam naokoło ramkę, którą wcześniej wyznaczyłam sobie linijką (nawet odstęp kropek!).


Do tego momentu wszystko szło jak z płatka... nałożyłam już cały klej i co teraz? Drobne elementy schły szybko ale ciernie...?! Wcale! Wszystko byłoby spoko, zostawiłabym na pół dnia i wyschłoby. Tylko, że była prawie północ a następnego dnia okładka miała już być gotowa... koszmar! W akcie desperacji chwyciłam za suszarkę i pognałam do łazienki (współlokatorka kładła się już spać). Suszę, suszę, suszę... studenci z sąsiednich pokoi dziwnie się patrzą na to co robię ... suszenie nie pomaga! (Warto wspomnieć w tym miejscu, że od tego roku akademickiego mieszkam sobie w akademiku; chociaż to akademik architektów więc może rozumieją takie dziwne akty desperacji)

Poddałam się. Wierzchnia warstwa kleju była już sucha i nie kleiła się ale w środku nadal było miękko. Zaryzykowałam. Delikatnie nakładałam farbę i całe szczęście nic się nie stało.


Do pomalowania okładki użyłam3 farb akrylowych: czerwonej, granatowej i złotej. Wszelkie odcienie uzyskałam łącząc wszystkie te 3 kolory ze sobą różnicując tylko ich ilość (ok, do zieleni nie użyłam czerwonego). Drobne detale zaznaczyłam używając czarnego markera Sharpie (tego do tkanin bo akurat był pod ręką). Złotą obwódkę wykonałam cienkim pędzlem oraz szerokim suchym pędzlem dzięki czemu zazłociły się tylko te wystające elementy.

Efekt końcowy można było znaleźć już na moim Instagramie. Jestem całkiem zadowolona z efektu, obdarowana była wniebowzięta. Taka technika najlepiej chyba nadaje się na stojące obrazki... trochę boję się jak zachowałaby się okładka gdyby była wciśnięta między książki :( 

To tyle na dzisiaj! Uff w końcu udało mi się napisać tego posta. Ostatnio nie mam nawet czasu na studia co jest naprawdę straszne dlatego teraz lecę robić projekty! Zostawiam Was moi kochani z Fiszem i do następnej! ;)