niedziela, 23 listopada 2014

Mazaki do tkanin - przegląd


Ahoj! Zdjęcia w roboczych kiszą się już od poniedziałku ale nie miałam jakoś nastroju do pisania dlatego dopiero teraz - w niedzielę siadam i piszę.

Dzisiaj chciałabym opowiedzieć trochę o moich mazakach to tkanin. Mama zawsze używała farb, niestety one nadają się tylko do malowania plamami... oczywiście można malować pędzelkiem bardzo cienkim ale jest to bardzo męczące. Co chwila trzeba nabierać farbę, trudno utrzymać równej długości linię itd. Mazaki mają natomiast ten minus, że trochę łatwiej się spierają. Jednak dla mnie - miłośniczki ołówka ogólnie rysowania markery są o wiele milszym rozwiązaniem. Naprawdę kocham rysować mazakami a moim zdaniem najlepszy efekt daje łączenie kresek z plamą (np moje KOTszulki I i II, jeansowa kurtka, naszyjnik).


Oto one - od lewej:

> Milan (kupiłam dokładnie ten sześciopak) Końcówka jest bardzo twarda momentami niestety trochę mechaci koszulkę i pozostawia twardą farbę na tkaninie przez co czasem wydaje się, że drapie się po koszulce próbując nałożyć kilka linii na siebie. Granatowym kolorowałam swoje galaktyczne trampki i w połączeniu z Artline Shirt Marker koloru błękitnego naprawdę dobrze działa.

> Artline 750 mój ukochany, ulubiony i wszystko naj... z jednym minusem - czerń szybko traci na intensywności... nie spiera się do końca ale po prostu trochę blaknie. Użyłam go w KOTszulkach, kodeksie wędrowniczym, niedźwiedziu i kurtce jeansowej. Polecam go do tworzenia napisów, cienkich konturów oraz prac z cienkim kreskowaniem.

> Darwi Tex Opak może na kartce tego nie widać ale na tkaninie jest naprawdę bardzo czarny. Używam go tylko do wypełniania większych plam, które mają być czarne (np uszy kota, cienie pod pyszczkiem w tutaj). Działa podobnie jak ten z Milan'a czyli trochę niestety drapie, mechaci i zostają takie "kłaczki" czasami na końcu (widać na zdjęciu), które trzeba ucinać albo paznokciem zdejmować (ale to niestety brudzi palce). Nie jest to taki zwykły mazak tylko jest to "farba w pisaku" dlatego prawdopodobnie intensywny kolor dłużej się utrzymuje niż te bardziej "wodne" mazaki.

> Artline Shirt Marker jest dosyć gruby jednak posiada zachwycającą paletę barw. Uwielbiam te delikatne kolory. Używałam go przy ostatniej bluzie i przy galaktycznych tenisówkach. Ciekawy efekt można osiągnąć używając najpierw granatu z Milanu a następnie kolorując błękitem granat rozmazuje się i można uzyskać gradient.

>  Artline 750 po 3 latach służby. Czasem go używam do uzyskania delikatnych cieni.

> Stained by Sharpie mój najnowszy nabytek - czeropak Sharpie zakupiony w Empiku. Czarny niestety gdzieś mi zniknął dlatego nie pojawia się na zdjęciach. Użyłam go przy szkieletowej bluzie po raz pierwszy i zakochałam się na zabój. Miękki pędzelek pozwala uzyskać zarówno grube jak i bardzo cienkie linie. Nie jestem w stanie określić czy wyblaknie po praniu, bo jeszcze nie sprawdzałam. Jest to mazak najprzyjemniejszy dla mnie w obsłudze.



Markery do tkanin polecam wszystkim - początkującym i zaawansowanym. Największą zaletą jest prostota w użyciu - wystarczy zdjąć zatyczkę i można już malować! :D (Nie potrzeba przygotowywać wody, pędzelków, wyciągać palety itd.)

Oczywiście pod materiał należy podłożyć coś - deseczkę z folią, teczkę albo inną podkładkę aby nie przebił się kolor na tył koszulki lub innego materiału.

Pozostawiam Was z A-ha i ich super teledyskiem. Do następnego!

wtorek, 11 listopada 2014

DIY: Bluza ze szkieletem I


Hej! Dzisiaj kolejna historia tym razem dotycząca bluzy kupionej w zeszłe wakacje w SH za całą złotówkę! Bardzo długo zastanawiałam się co mogłabym z tego zrobić... co miesiąc nowy pomysł dlatego nigdy nie potrafiłam się zdecydować. Na dodatek największym problemem był istniejący już nadruk auta z napisem i smokiem. Bluza - widok oryginalny poniżej.



W ostatnim tygodniu w ramach przygotowania do Wielkiego balu Architekta (temat: Lata 70' 80' 90') zbierałam punkowe inspiracje (dla zainteresowanych można je obejrzeć tutaj). Potem moje surfowanie po internecie zeszło na punkowo-alternatywno-creepy-gotyckie ilustracje (zakochałam się w tym). I wtedy nagle myślę - "Hej! A czemu by nie zrobić czegoś podobnego?!"

Tym razem jednak zadanie było utrudnione ze względu na kolor bluzy - na szarym w ogóle nie odbijał się ołówek, dlatego ten projekt był wykonany bardzo "na czuja".


Materiały:
- bluza
- zdjęcie szkieletu (np. ten)
- mazaki do tkanin - czarny i jasnobłękitny

Przebieg:
1. Czarnym mazakiem namalowałam dziury naokoło auta. Malowałam je jednak stopniowo (cały malunek można podzielić na kilka mniejszych grup - grupy robiłam od początku do końca po kolei - widać to na pierwszym zdjęciu powyżej)
2. W środek dziur uważnie patrząc na zdjęcie szkieletu delikatnie nanosiłam szkic błękitnym mazakiem. Malując dolne żebra zaznaczyłam sobie wcześniej na bluzie gdzie u mnie się znajdują aby malunek wyglądał bardziej realistycznie.
3. Błękitny szkic poprawiam czarnym mazakiem i wypełniam puste miejsca na czarno.
4. Za pomocą błękitnego mazaka poprawiam "szkic" i zamieniam go w cieniowanie nadając szkieletowi wygląd bardziej trójwymiarowy.
5. Na koniec całość prasujemy przez szmatkę.
+ Żeby nie było pusto na górze domalowałam dwie różyczki na wysokości obojczyków.



Za zdjęcia bardzo dziękuję swojej młodszej siostrzyczce :* A po rogi jednorożca (to czarne co wisi na mojej szyi) zapraszam na Zombie Unicorn Jewerly.

W sobotę zaczęłam #tydzieńbezspodni także tego... trzymajcie za mnie kciuki! (Jestem wielką miłośniczką wygody i o ile naprawdę uwielbiam kupować rajstopy to chodzić w nich potem niekoniecznie)

Na koniec łapcie Rolling Stonesów i trzymajcie się do poniedziałku! 




PS. A co do bluzy ... to jeszcze nie koniec! Planuję szkielet pomalować na biało aby jeszcze bardziej wyróżniał się i ukrył to niefortunne auto. Prawdopodobnie dodam jeszcze kilka "dziur" na plecach oraz na rękawach... jeszcze zobaczymy ;)

poniedziałek, 3 listopada 2014

DIY: Galaktyczne tenisówki (historia prawdziwa)


Cała historia zaczyna się 30. kwietnia 2013 roku chwilę przed maturą. Wcześniejsze trampki (o te) powoli umierały śmiercią naturalną więc musiałam zakupić sobie nowe. Mój plan na kupowanie tego typu butów wygląda następująco - kupuję w pobliskim sklepie za max 25 zł męczę je przez najbliższe kilka miesięcy i po około pół roku (kiedy już dogorywają) wyrzucam stare i kupuję nowe. Tym razem udało mi się w sklepie wyhaczyć takie oto piękne miętowe tenisówki.


Oczywiście buty już po dwóch dniach nie były takie piękne, jasne i miętowe dlatego plan na nie był taki - zrobić z nich galaktyczne tenisóweczki . Niestety jak wiadomo mamy w sobie coś takiego, że nawet jak już mamy wszystko zaplanowane i przygotowane to boimy się zacząć. Przecież potem nie będzie już odwrotu ani nie będzie drugiej szansy dla naszych butów... Z malowaniem zwlekałam i zwlekałam ... przy okazji kupiłam kolejne trampki, bo tych było szkoda ...

Aż w końcu 28. marca 2014 roku jakaś sprawa mnie tak bardzo zdenerwowała, że aby się uspokoić chwyciłam za mazaki do tkanin (błękitny i granatowy) i zaczęłam ugalaktyczniać swoje buciki. Rezultat widać poniżej.


Buty z daleka działały ale jednak to nadal nie było to co chciałam uzyskać... jak się ubrudziły to prałam w pralce, trochę potem domalowywałam znów mazakami i tak w kółko ale to wciąż nie to! Tenisówki były moimi ukochanymi butami i chodziłam w nich dosłownie wszędzie i naprawdę nie ważne w jaką pogodę dlatego niestety nim doczekały się ukończenia zdążyły trochę się potargać (czarna rozpacz).

Jednak w końcu w te wakacje postanowiłam chociaż je dokończyć, żeby móc Wam pokazać (bo już kilku osobom obiecywałam ukończenie butów i wrzucenie posta o nich tutaj).

Poniżej drobny tutorial jak planowałam dokończyć buty. Może zainspiruje was do kupowania jasnych butów żeby potem je przyciemniać (; (Oczywiście nie zaczynałam od zera tylko od trochę wyblakłej wersji zdjęcia pierwszego i trzeciego.) Ok, to zaczynamy!

Przybory:

- papier toaletowy
- farby do tkanin - turkusowa, granatowa i biała
- pędzle: gruby, gruby twardy (np taki podobny to pędzla twardego do golenia), bardzo cienki
- naczynie z wodą

Przebieg:

1. Grubym pędzlem pomalowałam całą przednią część buta jednolitym kolorem - turkusowym z użyciem dużej ilości wody. Przy czubku dodałam trochę ciemniejszej farby ale tak naprawdę ciemniejszą bazę miałam dzięki wcześniej użytemu markerowi.

2. Nim do końca wyschnie farba nakładamy bardzo rozwodnioną białą farbę grubym pędzlem (tym podobnym do pędzla do golenia - chodzi o to, żeby uzyskać ciekawą teksturę z drobnymi kropkami). Jeżeli wyszło zbyt białe delikatnie przykładamy zmiętą chusteczkę w celu zróżnicowania wyglądu naszej jaśniejszej plamy. Tutaj chodzi po prostu o eksperymentowanie, możemy nakładać farbę a następnie ściągać ją papierem do woli. Nie martwcie się jeżeli widać takie drobne grudki pigmentu... już one same wyglądają jak gwiazdy.

3. Po całkowitym wyschnięciu materiału zaczynamy nakładać najcieńszym pędzlem jaki znajdziemy w domu (albo wykałaczką) gwiazdki białą farbą. Można różnicować gwiazdy np raz stosując bardziej gęstą a raz bardziej rozwodnioną farbę. Tu też chodzi o eksperymentowanie ale tutaj trzeba bardziej uważać! Jeżeli zrobicie za dużo gwiazd będzie to po prostu przegadane i nie będzie się dobrze prezentować. Czyli zabawa i szaleństwo ale jednak z umiarem.


Uff, udało mi się pokonać lenia i znów wyskrobać coś w poniedziałek. Chyba faktycznie wrócę do coponiedziałkowych postów ;) (niech żyje systematyczność!) Wzięłam się za kilka projektów teraz więc myślę, że znów będę miała co wrzucać ... na dodatek zbliża się bal architekta a ja coraz to poważniej zaczynam myśleć o przebraniu (powstały już pierwsze szkice oraz odbyły się już pierwsze zakupy) so stay tuned ;)

Teraz pozostawiam Was z optymistyczną Kasią i mam nadzieję, że widzimy się tutaj znów za tydzień! C: